Nauka minimalizmu w kwestiach ubioru (w każdej innej dziedzinie jestem minimalizmowi z gruntu przeciwna) w moim przypadku dopiero się zaczyna. Zawsze miałam skłonność do przeładowanych, bardzo dziwacznych stylizacji- skutek chęci wyróżnienia się. W moim przypadku chęci nadmiernej i niezdrowej (bardzo frustrujące, nie polecam). Kiedyś za nic w świecie nie założyłabym po prostu bluzki i dżinsów, dziś prezentuję ten do bólu zwyczajny zestaw na moim blogu, okraszając strój jedynie marynarką i oksfordami. Marynarka okazała się być bardzo dobrym okryciem wierzchnim na chłodne (wg niektórych bardzo rześkie) poranki, ciekawą (dla mnie, bo nową) alternatywą dla trencza czy kurtki. Buty zmasakrowały mi stopy kiedy to spacerowałam w tym stroju po poznańskiej Cytadeli (z naukowego punktu widzenia było to ciekawe doświadczenie. Nadałabym mu tytuł: "Kiedy odpadną mi stopy?!"). Dodam, że spacer był zaplanowany wcześniej, specjalnie wzięłam tenisówki, żeby sobie w nich spokojnie pomykać po ścieżkach, jednak nie założyłam ich ze względów towarzysko-estetycznych ;) Od razu przypomina mi się tytuł jednej z pyrkonowych prelekcji: "Chcesz być piękna? To cierrrrp!".
Wiem, że zdjęcie poruszone, ale musiałam (przymus wewnętrzny) je dodać -to najładniejsze zdjęcie z sesji ;)
kolczyki: Pakamera
golf: Stradivarius
marynarka: Zara
dżinsy: Zara
oksfordy: Ryłko
golf: Stradivarius
marynarka: Zara
dżinsy: Zara
oksfordy: Ryłko
Jestem fanką prostoty, choć też kiedyś kombinowałam ;)Skąd ja znam ten ból, że najpiękniejsze zdjęcia są poruszone?
OdpowiedzUsuńFajnie to wygląda. Dobrze Ci w takiej prostocie.:)
OdpowiedzUsuńTak sobie myślę - a gdybyś zaczęła robić sobie przediałek na boku? Myślę, że byłoby Ci ślicznie!:)
Mankieciki dodają uroku. Chociaż zwolennikiem minimalizmu nie jestem :))) No, może czasami...
OdpowiedzUsuń