sobota, 30 maja 2009

Dziwactwo stosowane


To nie jest idealny, dopasowany zestaw. Wiem, że połączenie tureckiej chusty z butami w kwiatki jest dość... kontrowersyjne. I naprawdę pokazałam się tak ludziom wczoraj ;) Zdjęcia umieszczam jako dokumentację historyczną.
Chusta jest autentycznie turecka, została przywieziona z podróży przez moją ciocio-babcię dobre 40 lat temu. Ma wspaniałe wzory, jest miękka, przyjemna i stanowi dla mnie zagadkę. Konkretniej, zagadkę stanowi dla mnie, jakim cudem jeszcze się nie rozpadła- nie ma zafastrygowanych brzegów, a nitki nie wychodzą i można ją nosić i prać nawet (choć drżę za każdym razem). Dostałam ją niespodziewanie i nie posiadałam się ze szczęścia. Nosiłam ją na biodrach nawet, do czasu usłyszenia przemiłego komentarza, że wyglądam jak babcia i że to wsiowe strasznie (było to zanim takie chustki stały się bardzo modne i można je było zobaczyć na szyi co trzeciej napotkanej dziewczyny). W owym czasie bardzo się takimi komentarzami przejmowałam, włożyłam ją więc głęboko do szafy i dopiero niedawno odnalazłam i zaczęłam nieśmiało nosić. Tu mniej nieśmiało.
Sukienka to prezent od kogoś w rodzaju cioci, która ma okazje często przebywać w Ameryce, gdzie zakupiła to cudo. Zakupiła je, gwoli ścisłości, dla siebie, po czym zostałam nim obdarowana. Ma metkę "Star Vixen" (nie mam pojęcia, cóż to takiego), przepiękny kolor i cudowne zdobienia.
Nieważne, co robi z sylwetką, jest wspaniała. Do tego nie gniecie się i można ją wkładać na różne okazje. A ze żółty nie pasuje do niebieskiego? Jak pokazuje Marc Jacobs chyba niekoniecznie. Nie żebym aspirowała do Jacobsa. Ale podoba mi się ta kreacja w środku.


Dziś oświeciło mnie i znalazłam chyba sposób ubierania, w kierunku którego chciałabym podążać. Jako osoba długi czas rozdarta pomiędzy elegancją a szaleństwem, przechodziłam różne etapy. Ubierałam się śmiertelnie poważnie już w podstawówce. Potem był etap "mrocznego" metalowca, nie zwracającego uwagi na modę, potem kilka innych aż doszłam do obecnego. Dziwacznego dość. Ja się jednak wyróżniać lubię. Jednak dalej jest gdzieś we mnie ta rozterka: "elegancko czy dziwnie?", odżywa też pod wpływem świetnie ubranych (w takiej lub takiej konwencji) ludzi spotkanych na ulicy. Dziś znalazłam idealne rozwiązanie: czarna baza + kolorowe dodatki, akcenty kolorystyczne. Wiem, że to niesamowicie odkrywcze jest i sporo ludzi tak się ubiera, jednak dotychczas nie przyszło mi to do głowy ;) Epokowe odkrycie, musiałam się nim podzielić. Cóż, zobaczymy, jak wyjdzie. Tymczasem: kamizelko, przybywaj (w poniedziałek).


chusta: vintage
sukienka: prezent
bluzka: chyba New Yorker, ma metkę Fishbone
rajstopy: Gatta
buty: Doc. Martens
kolczyki: pakamera.pl, KuKa

PS. Zdjęcia w pomieszczeniu, w piątek padało stanowczo zbyt mocno, żeby choć próbować zrobić zdjęcia na dworze, więc wyszło, jak wyszło.

piątek, 29 maja 2009

Teczki

Właśnie zorientowałam się, że zostałam otagowana ;) Dziękuję bardzo Allas Style.
Mam nadzieję, że nie złamałam zbyt reguł gry: połączyłam dwa zestawy pytań znalezione na blogu ;)
A zatem oto zawartość moich teczek:


1. Na punkcie czego masz ostatnio bzika?
Na punkcie strojów, szafiarskich blogów, zakupów, nauki robienia zdjęć... Długo by wymieniać. Mam dużo bzików.
2.
Co masz dzisiaj na sobie?
W chwili obecnej czarną bluzkę i stare dżinsy ;) Zestaw, który miałam na sobie, a w którym mogę (od biedy) zaprezentować się na ulicy pokażę niedługo.
3.
Czy lubisz ucinać sobie drzemki?
Raczej nie, rozbija mi to całkowicie rytm dobowy, ale zdarza mi się kiedy czuję się skrajnie zmęczona.
4.
Dlaczego dzisiejszy dzień jest wyjątkowy?
Bo kupiłam wreszcie dżinsy, bo przed chwilą widziałam wspaniały widok: jednocześnie padał deszcz i świeciło słońce, bo jest piątek po teście z francuskiego i dożyłam końca tygodnia...
5.
Czego chciałabyś się nauczyć?
Hmmm... Ładnie malować, robić udane zdjęcia, wielu języków (od hiszpańskiego po irlandzki), kłócić się (jest to bardzo przydatna umiejętność), opanowywania strachu, bycia bardziej zdecydowaną.
6.
Co masz dzisiaj na obiad?
Rybę w sosie śmietanowo-koperkowym, ziemniaki.
7.
Jakie rzeczy ostatnio kupiłaś?
Dżinsy, bilety autobusowe, wodę.
8.
Czego teraz słuchasz?
Śpiewającej siostry, zaraz zacznę ją zagłuszać Depeche Mode.
9.
Jaka jest Twoja ulubiona pogoda?
Zależy od nastroju. Zasadniczo słonecznie, ale nie upalnie, choć lubię też śnieg albo letni deszcz.
10.
Co znajduje się na Twoim nocnym stoliku?
Nie posiadam nocnego stolika, mam parapet nad łóżkiem, ewentualnie taboret obok (jeśli go tam postawię), z reguły znajduje się na nim komórka, coś, co aktualnie czytam/czego się uczę, krem do rąk, kubek z herbatą (zawsze), chusteczki.
11.
Jaki jest Twój styl?
Nie mam pojęcia, jak odpowiedzieć na to pytanie. Zauważyłam jednak pewną prawidłowość: pociągają mnie dziwaczne, niepasujące do siebie rzeczy.
12.
Jaki jest twój ulubiony kolor (kolory)?
Dawniej czarny, obecnie wszystkie kolory tęczy.
13.
Co myślisz o osobie, która Cię otagowała?
Jestem bardzo mile zaskoczona, że tu trafiła i uhonorowała mnie nominacją, dziękuję bardzo
14.
Gdybyś mogła mieć dom, w całości opłacony i umeblowany, gdzie by to było?
Gdzieś we Francji. Najpewniej dwupoziomowe mieszkanie w Paryżu/ Orleanie/ Lyonie.
15.
Gdzie najchętniej spędziłabyś wakacje?
We Francji. Zwiedzając.
16.
Rzeczy, bez których nie możesz żyć…
Herbata/woda/coś do picia, notes, pióro, szczotka do włosów, komórka.
17.
Jakie było Twoje dzieciństwo?
Uznajmy, że nie było pytania.
18.
Co robisz w wolnym czasie?
Spaceruję, zwiedzam, czytam, oglądam szafiarskie blogi.
19.
Jeśli następną godzinę mogłabyś spędzić w dowolnym miejscu na świecie, gdzie by to było?
Hmmm... w pewnej mazurskiej leśniczówce lub wszędzie, byle we Francji.
20.
Jakiego języka chcesz się nauczyć?
Łacińskiego, hiszpańskiego, włoskiego, szwedzkiego, walijskiego, irlandzkiego, narzeczy plemion afrykańskich, starogreckiego i wielu innych.
21.
W jakich krajach za granica byłaś?
W Niemczech, Belgii, Francji, Chorwacji, Słowacji, na Węgrzech.
22.
Czym/jaka chcesz być, kiedy dorośniesz?
Szczęśliwa. Przy okazji mogłabym pracować naukowo. Ewentualnie w muzeum lub antykwariacie.
23.
Co tak naprawdę liczy się w życiu?
Życie. I piękno.
24.
Który z Twoich ubrań najbardziej lubisz?
Trudno wybrać. Chyba martensy.
25. Jaki jest twój ulubiony film, który poprawia Ci nastrój?
W chwili obecnej nie przychodzi mi do głowy nic konkretnego. A Dr House się liczy?
26. Twój najważniejszy cel do osiągnięcia w tej chwili?
Nie stracić z kimś kontaktu. I kontynuować naukę ;)
27. Co chciałabyś mieć teraz w swoich rękach?
Wiersz A. de Lamartine'a "Le lac" (kiedyś tu się na pewno znajdzie, jeden z moich ulubionych). Bilet do Paryża. Dowód osobisty. Reedsa.
28. Czego chciałabyś się pozbyć?
Wątpliwości, strachu, lęku przed cudzą oceną, paru centymetrów w udach.
29. Jakich cenisz przyjaciół?
Cenię wszystkich moich przyjaciół.
30. Kogo chciałabyś poznać osobiście?
A zmarli się liczą? Vincenta van Gogha. Amadeo Modiglianiego. Alfonsa Muchę. Gustawa Klimta. Virginię Woolf. I jeszcze kilkoro innych.
31. Ulubiony rodzaj muzyki?
Hmmm... dużo tego. Wszystkie oprócz techno i rapu.
32. Ulubiona modelka?
Nie mam.
33. Na co byś wydała najchętniej 100 dolców?
Na książki, albumy, ubrania.
34. Gdybyś mogła wybrać dostawę czegoś non stop do końca swojego życia, co by to było?
Spełniania marzeń? Może wszystkich ubrań, jakie bym chciała ;) Albo biletów/wycieczek do różnych miejsc na świecie.
35. Jest ktoś, kogo styl wielbisz?
Inspirują mnie style wielu osób.
36. Ostatnia książka jaką czytałaś/ czytasz i kiedy to było?
"Nauka i fikcja w <>", wczoraj w autobusie.
37.
Ulubiony sklep z ubraniami?
Camaieu, Stradivarius, Zara. Oprócz tego ciekawią mnie poznańskie "nowości", jak Bershka, Pull&Bear, Marks&Spencer...


Co do tagowania innych, nie odważę się, zresztą potencjalne "ofiary" udzielały już odpowiedzi ;)


Gdzie jest moja konewka?



Ten zestaw miałam na sobie we wtorek. Ze względu na arcy ważny test z francuskiego nie miałam czasu dodać go wcześniej. Skojarzenie z konewką jak dla mnie oczywiste: ogrodniczki i buty z motywem kwiatowym. Brak tylko konewki, ewentualnie kwiatki (do podlewania) by się przydały.

Na ogrodniczkę polowałam długo, nie mogąc znaleźć odpowiedniej, nie-ciążowej. Ta idealna też nie jest, marzę o całkowicie czarnej, jednak tej wiele nie brakuje. Dopiero oglądając te zdjęcia zauważyłam, jak bardzo przetarcia dżinsu rzucają się w oczy. Następnym razem zestawię inaczej, żeby tak nie kontrastowało z czarną „bazą”. W sumie efekt „od tyłu” podoba mi się dużo bardziej, ale ogólnie jestem zadowolona, ciuch za niewielką kwotę, do tego (co bardzo mnie zaskoczyło) wyjątkowo wygodny! Chyba nie wyjdę z niej pół sezonu ;)



Na marginesie: dzisiaj udało mi się zrealizować pierwszy punkt listy życzeń- mam dżinsy, które w najbliższym czasie zaprezentuję, wtedy opowiem dłużej o poszukiwaniach i wahaniu. Ponadto, znalazłam świetną kamizelkę: czarną, elegancką, w Stradivariusie, waham się (ach, to niezdecydowanie) czy zakupić ją za cenę 100 zł. Ale śliczna jest, więc pewnie znajdzie się w mojej szafie. O ile nie zostanie wykupiona, zanim się zdecyduję.

Również w Stradivariusie znalazłam dziś kapelusz. Na lato. Co prawda nie jest to kolorowy, lekki kapelusz z szerokim rondem (rok temu widziałam taki w sklepie House, ograniczyłam się do zrobienia sobie w nim zdjęcia i do dziś żałuję, że go nie kupiłam), ale jest interesujący: czarny, słomkowy, o kroju fedory (panamy? Nigdy nie umiałam ich odróżnić). Na przeszkodzie znowu stoi cena (hmmm... czy tylko mi się wydaje,

że 70 zł za słomkowy kapelusz to jednak dużo?) oraz rozterki. Rozterka nr 1: kapelusz jest czarny, latem będzie farbować. Rozterka nr 2: jest słomkowy, zatem nie będzie pasował zbyt do codziennych stylizacji, nadaje się tylko na określoną pogodę: nie za ciepło (bo zacznie farbować a ja się ugotuję przy okazji), nie za zimno, bez deszczu. Chyba jeszcze poszukam w sklepach z kapeluszami i zobaczę, jak wypada cen

owo. Do sklepu wchodziłam 3 razy, za każdym kierując się w stronę wieszaka z kapeluszami, przymierzając jeden i stojąc 10 min przed lustrem z zamyślonym wyrazem twarzy. Musiało to wyglądać ciekawie z perspektywy innych osób.

A dziś widziałam dziewczynę w moich trampkach. Na początku byłam hmmm... rozczarowana (cóż, może dlatego, że nikogo w kwiecistych martensach nie zdarzyło mi się jeszcze spotkać), potem jednak zauważyłam dobre strony tego „spotkania”- nawet z daleka obuwie to nie wygląda jak czarne adidaski. Czyli dobrze się stało.



ogrodniczka: Allegro

spodnie: H&M

t-shirt: z koncertu

buty: Doc. Martens

kolczyki: zrobione przez ciocię


zdjęcia: dzielnie wykonywane przez Paulę


poniedziałek, 25 maja 2009

W roli głównej: płachta w stanie agonalnym

Spódnica zauroczyła mnie od chwili, gdy ujrzałam ją na wieszaku w second-handzie. Idealna, trochę cygańska, na planie koła, i te wzory! Potem okazało się też, że ma parę wad: oprócz tego, że była na mnie o 3 numery za duża, to jeszcze jest w stanie, który określiłabym jako agonalny: łączenia materiałów słabo się trzymają i prawdopodobnie w najbliższym czasie spódnica po prostu się rozpadnie. Ale uroda zwyciężyła, niech tam, ponoszę ją chociaż trochę, odżałuję te 20 złotych. W domu została dzielnie przerobiona przez moją mamę (ja nie umiem szyć na maszynie), i oto jest. Niestety, połączenia pasów tworzących spódnicę nie dało się wzmocnić, wkrótce więc czeka ją koniec, tymczasem jednak bardzo chce się zaprezentować.




Top to wspomniany już wcześniej zarowy nabytek, który dzielnie zszywałam wczoraj, mimo narastającej frustracji (trzeba nawlec trzy nitki na jedną igłę, bo inaczej się rozwali z jednej strony, gdy będę zaszywać z drugiej, każdą nitkę trzeba zakończyć w innym miejscu, bo każda ma inną długość, ponieważ gdy zobaczyłam, co się z bluzką dzieje, inteligentnie ucięłam jedną z nitek, z beztroskim twierdzeniem: "bo co mi się tu będzie plątać"). Na szczęście zszycie jest mało widoczne, jest bowiem koszmarnie krzywe i dość mocno kontrastuje z częścią, która popruć się nie zdążyła. Chyba zacznę profilaktycznie sprawdzać, jak zakończone są szwy we wszystkich zakupionych ubraniach, i to sprawdzać porządnie, najlepiej ciągnąc za nitkę jeszcze w sklepie. To i tak nic w porównaniu z moją babcią, która całe życie po kupieniu czegokolwiek z guzikami brała igłę z nitką i przyszywała te guziki, nieważne czy odpadały czy nie. Chodziło wszak o profilaktykę. Jak się okazuje, nie jest to wcale takie głupie.
Wreszcie lepiej widać buty! Jeszcze nic nie dorysowałam na czubkach, dalej się nad tym zastanawiam, innymi słowy: jak malunek ma wyjść krzywo (a z moimi umiejętnościami raczej wyjdzie) to wolę mieć zwykłe czarne czubki. Nawiasem mówiąc, mam teraz 2 pary butów (no dobrze, mam więcej przecież, ale te i martensy się najbardziej liczą), obydwie są wspaniałe i obydwie pasują do małej ilości rzeczy. W sumie ten drobny mankament w żaden sposób nie zraża mnie do noszenia ani jednych ani drugich. A tak długo wzbraniałam się przed conversami, najzwyczajniej na świecie twierdząc, że kosztują stanowczo zbyt dużo jak na kawałek płótna... Jak widać zastrzyk funduszy i odpowiedni wzór w tym wypadku równa się zmianie zdania. Choć nie powiem, mam nadzieję, że trochę mi posłużą.
Na ostatnim zdjęciu poza Fretkowa dość, zdjęcie zostało zrobione przez panią fotograf, podczas gdy ja kontrolnie zerkałam na całość stroju, aby dopiero potem ustawić się do zdjęcia, jednak jest ono najostrzejsze i tak...podoba mi się całkiem.


spódnica: sh
top: Zara
rajstopy (są fioletowe) : Raj Stopy
trampki: Converse
kolczyki: zrobione przez ciocię

sobota, 23 maja 2009

Lista życzeń

Dzisiaj przerwa od zdjęć ze względu na brak kontaktu z fotografem. Właśnie zajadam się pralinkami i myślę "chciałabym...". A zatem, chciałabym... (kolejność przypadkowa):
1. kapelusz, najlepiej cylinder
2. dżinsy (najlepiej kolejne rurki Levis 504)
3. czapkę-pilotkę (koniecznie skórzaną)
4. kalosze
5. czarną lnianą spódnicę (najlepiej taką )
6. zieloną bluzkę
7. letnią sukienkę (przydałyby się od razu dwie)
8. baleriny (z cholewką)
9. sweter
10. spódnicę (falbaniastą albo zieloną)
11. zwykły czarny t-shirt
12. zegarek STAMPS
13. pelerynę
14. bryczesy
15. garnitur
16. szwedy
17. jedwabny szal
18. buty na obcasie
19. kamizelkę
20. białą bluzkę z żabotem (albo "muszkieterską", coś w ten deseń)
21. rękawiczki samochodowe
22. marynarkę a la frak
23. sandały (skórzane, na obcasie)
24. Bronxy
25. wet looki
26. czarne rurki
27. bluzka z rozszerzanymi rękawami i mankietami
28. długie wełniane rękawiczki
29. getry
30. (pseudo) skórzana spódnica
31. szare buty a la jazzówki
32. długi szary szalik

P.S. Podczas robienia porządku w szafie okazało się, że:
a) bluzka z Zary, którą miałam na sobie raz popruła się (dolny ścieg był źle zakończony)
b) w podobny sposób, z tego samego powodu tylko w innym miejscu pruje się koszulka Comy
c) bluzka z H&M, której nie miałam na sobie ani razu też się tak pruje.
Kryzys... Ksagrrr!

piątek, 22 maja 2009

Patrząc przez pryzmat...



Założyłam trampki do "babciowej" tuniki. Trampki, które od przodu wyglądają jak zwykłe dresiarskie czarne buty (bardziej niż od nich odpycha mnie tylko od tych rozczłapanych, skejtowskich), co planuję zmienić w ten weekend, chyba namaluję coś na czubkach, oczywiście związanego z Pink Floyd. Uwielbiam Floydów, uwielbiam. Dlatego też kupiłam te trampki, mimo drobnych zastrzeżeń. Początkowo miałam je ubrać do spódnicy, jednak czeka ona na przerobienie (żebym w ogóle mogła ją założyć. Od dwóch miesięcy tak czeka), a trampki w żaden sposób czekać nie mogły. I wyszła stylizacja... mało oryginalna, delikatnie mówiąc, co druga dziewczyna spotkana na ulicy ubrana jest w podobny schematycznie strój: tunika+ spodnie + czarne adidaski. Pocieszam się, że zrobiłam to jak najbardziej świadomie, zamiast rurek mam nie-rurkowate sztruksy, tunika nie jest taka przeciętna i mam trampki z pryzmatem (tak!), nie adidasy. Cóż, grunt to dobre samopoczucie.
Tunika jest prezentem od cioci, kupionym Zarze podczas ostatnich wyprzedaży (wstyd się przyznać, ale to mój pierwszy ciuch z tego sklepu). Kojarzy mi się nieco babcinie, vintage'owo i hmmm... w pewien sposób elegancko. I jest bardzo ciekawie uszyta, niestety ma straszne rozcięcie (to chyba miało być przedłużenie dekoltu), które koszmarnie odstaje, zapinam je zatem, czym mogę. Tym razem mogłam broszką- kokardką- z szafy cioci, kokardka jest ze skóry i ma ponad 30 lat oraz broszką z dziwnego srebrnopodobnego i strasznie lekkiego materiału, którą przywłaszczyłam sobie ze zbiorów mamy.
Sztruksy zostały kupione jako praktyczne spodnie tuż przed wyjazdem do Francji, po tym jak moje ukochane Levisy (rurki, model 504) niemalże się na mnie rozpadły. Nie mam idealnych ud, jednak moim zdaniem w rurkach i tak wyglądam korzystniej niż w spodniach z prostą nogawką albo w pół-dzwonach, planuję więc kupić sobie w najbliższym czasie (albo dostać) ukochane niezawodne Levisy. I żeby do trampek pasowały.
Do pary z pryzmatem dołączony był mały prezencik, uroczo niepraktyczny kartonik w kształcie świnki, czarny, z pryzmatem, który wkrótce się tu pokaże.
Ha, podobno paczka z moją ogrodniczką przyszła!
I Pink Floyd- Brain Damage (bo cóż by innego?)


tunika: Zara
sztruksy: H&M
broszki: od mamy i cioci
kolczyki: Pakamera, KuKa
trampki (i tu z drugiej strony): Converse

czwartek, 21 maja 2009

"Szukasz egzotyki? Przytul się do drzewa!"

Czyli napis na jeżyckim murze, mimo że nieczęsto go widuję, rozbraja mnie za każdym razem, kiedy mam okazję ujrzeć te koślawe niebieskie litery. Kiedyś umieszczę tu jego zdjęcie.
Na razie to, korespondujące (trochę) z graffiti.

Wiem, dalej buty są niewyraźne, gwoli ścisłości dodam też, że rajstopy nie są wcale pomarańczowe, to te same co z pierwszej sesji i są miodowe.
Koszulka to kolejny t-shirt z nadrukiem (w sumie mimo niechęci do nich, wszystkie t-shirty jakie posiadam mają nadruki. Wychodzi na to, że podświadomie lubię nadruki. Pocieszam się, że tylko niektóre. Może nie lubię t-shirtów?). Kolejny ubóstwiany, niedawno zdobyty (czyli 24 kwietnia) podczas koncertu Comy- uwielbiam ten zespół, a t-shirt urzekł mnie stylistyką (tu tył).
Spódnica pochodzi z outletu, zakupiona jako "coś kolorowego", gdy stwierdziłam, że najbardziej podobają mi się ludzie ubrani na kolorowo, dlaczego więc w mojej szafie jest tak mało rzeczy o żywych barwach? (2 lata temu nosiłam praktycznie tylko czarne ubrania) Czy spódnica jest kolorowa to dyskusyjne, na żywo ma nieco żywsze barwy niż na zdjęciu, do zakupu ostatecznie przekonał mnie skład: len i ramia. Cóż to takiego jest owa tajemnicza ramia dowiedziałam się dopiero po powrocie do domu. Okazało się, że to włókno z rośliny o nazwie szczmiel biały, podobno dobrej jakości. Mi (jako coraz większej fance ubrań z dobrej jakości materiałów) już te ponad 50% lnu wystarczyło, a tu jeszcze miły dodatek. I czego to się nauczyć można na zakupach...
Niepocieszona po niemożności znalezienia żółtych conversów zakupiłam na Pakamerze (www.pakamera.pl) kolczyki w kształcie i kolorze moich wymarzonych butów. Żółtych na razie nie będzie, jako że dzisiaj zakupiłam parę z pryzmatem (są wspaniałe), za to kolczyki sprawdzają się świetnie i pasują do wielu strojów. Nawet pani w sklepie Converse je pochwaliła, o!
A trampki pokażę jutro, tymczasem ponownie wracam w objęcia chemii i francuskiego.
I jeszcze pochodzenie:
koszulka: koncertowa
spódnica: outlet
buty: Doc. Martens
kolczyki: Pakamera (autorstwa 123kiniapatrzy)

środa, 20 maja 2009

Berkana

Czyli runa symbolizująca brzozę, a wygląda ona o: tak. Koszulka z brzozami jest jedną z moich najukochańszych, mimo że nie przepadam za nadrukami na t-shirtach. Kupiona została podczas tych samych zakupów co prezentowana poprzednio tunika (w sumie z tych zakupów pochodzi większość moich rzeczy na wiosnę i lato), w H&M i (znów podobnie jak tunika) urzekła mnie od początku- brzozy to moje ulubione drzewa (pewnie jest do związane z tym, że są to również ulubione drzewa mojej babci, z którą w dzieciństwie miałam okazję często spacerować i na każdym takim spacerku babcia zachwycała się napotkanymi brzozami :)
Spódnica została kupiona przez moją mamę w jakimś lokalnym sklepików (pewnie już nie istnieje), początkowo dla siebie, szybko jednak ją sobie przywłaszczyłam i użytkuję do teraz.
Opaska to właściwie pasek od sukienki (sukienka jest w kwiaty, nie w paski, kiedyś ją zaprezentuję) podarowanej mi przez koleżankę mamy. Zgodnie z przeznaczeniem użytkowałam go raz, poza tym wyjątkiem służy mi właśnie jako "coś do omotania głowy". W tym zestawie pełni funkcję akcentu kolorystycznego.
Ponczo kupiłam przeszło rok temu w sklepie indyjskim i uważam je za jeden ze swoich najbardziej udanych zakupów: mogę je nosić jako okrycie wierzchnie w ciepłe dni, jako sweter (swetrów jest w mojej szafie tragicznie mało. Właściwie ani jednego nadającego się do wyjścia w nim z domu), pasuje do różnych strojów i jest takie... moje. Czuję się w nim świetnie, jest dla mnie bezcenne :)
Buty będą pojawiać się często, gdyż są moim najwspanialszym, wyczekiwanym, najukochańszym obuwiem. Martensy w kwiatki. Noszę je praktycznie do wszystkiego od 2 miesięcy (czyli odkąd je posiadam), również dlatego że nie posiadam zbyt wiele par obuwia. Wzór dość ryzykowny, jednak zgrywa się z wieloma strojami i podobnie jak w ponczu, czuję się w nich świetnie.
Kolczyki kupiłam podczas pobytu we Francji (ach, te wymiany) w Claire's, urzekły mnie kolorami i uśmiechem, również pasują i ożywiają (tak w skali mikro) wiele strojów.
Do prezentowanych wczoraj bransoletek doszła jeszcze jedna, również prezent, dodaję też zdjęcia torby.
Na zdjęciach widzę, że całość przedstawia się średnio, stanowczo zbyt mało kolorów, mimo opaski i butów, obiecuję poprawę.
A dziś, spacerując Półwiejską nie tylko kupiłam żółtą chustkę w sklepie indyjskim ale też, wszedłszy po raz 100 chyba do sklepu Converse (od początku kwietnia poszukuję pary żółtych trampek, w każdym poznańskim sklepie tej firmy otrzymywałam odpowiedź dającą się streścić: "Chodzą słuchy, że Pani trampki kiedyś do nas dojdą"- czyli że całość kolekcji będzie pod koniec czerwca, nie wiadomo, kiedy przyjdzie model poszukiwany przeze mnie) zauważyłam wspaniałe trampki Pink Floyd- czarne z pryzmatem z Dark Side of the Moon, które prawdopodobnie nabędę, jako że zauroczyły mnie, do tego pobrudzą się wolniej niż żółte (tzn. pył i kurz będzie mniej widoczny ;). Kupiłabym je pewnie od razu gdyby nie fakt, że nie miałam przy sobie odpowiedniej sumy do tego musiałam być szybko w domu, zatem proszę spodziewać się ich niedługo, tymczasem wracam do wkuwania chemii po polsku i francusku.





T-shirt: H&M
Spódnica (zbliżenie na wzory): lokalny sklepik
Opaska: prezent
Bransoletki: prezenty
Torba: po mamie
Kolczyki: Claire's
Buty: Doc. Martens

wtorek, 19 maja 2009

Papuga

W tytule pierwsze słowo, które przyszło mi do głowy po zobaczeniu tego zdjęcia. Gwoli ścisłości, w założeniu miało być to zdjęcie podczas skoku, niestety uchwycić udało się jedynie moment lądowania. Ze względu na pozę, ułożenie ubrań, kolory- czysta papuga.
Zdjęcie wykonane może i w mało interesującej scenerii, będzie się ona jednak często pojawiać, ze względu na łatwość dostępu, ze strony zarówno mojej jak i fotografa. Fotograf (Ewa) debiutuje, proszę o wyrozumiałość, nauczymy się robić lepsze zdjęcia ;) Napis "Jestem Bogiem" wyjątkowo mnie urzekł, jednak po namyśle stwierdzam, że jako stawiająca pierwsze kroki w-nadziei-szafiarka nie powinnam wykazywać się takim samouwielbieniem. Pokornie przepraszam, następnym razem będą drzwi, ścianę należy potraktować jako element humorystyczny.


Co do stroju- tuniko-sukienka pochodzi z letnich wyprzedaży w Camaieu. Urzekły mnie jej niby-indiańskie wzory oraz kolory, kupiona została jako idealna sukienka na plażę (dokładnie taka, jakiej szukałam, bez żadnych udziwnień, do szybkiego zdjęcia i założenia na kostium). Do Camaieu weszłam zrezygnowana, po obejrzeniu (i przymierzeniu) mnóstwa przykrótkich tunik z troczkami, z wybitnie rozciągliwych materiałów, z ozdobami absolutnie nieodpowiadającymi mojej koncepcji sukienki na lato. Gdy ujrzałam ją na wieszaku, zachwyciłam się, do ostatecznego zakupu przekonała mnie cena (przeceniona ze 140 zł na 60). Podczas pobytu nad morzem, dla którego ją zakupiłam, miałam okazję (bo obejrzeniu wschodu słońca) ujrzeć ją na prezenterce jakiegoś teleturnieju w tvn bodajże, nie pamiętam dokładnie stylizacji, jedynie wrażenia-strasznie mi się nie podobała ;)
Sztruksowa koszula jest jednym z moich najlepszych second- handowych zakupów, nadaje się zarówno jako kurteczka jak i dopełnienie stroju, miodowa męska koszula to jeden z najnowszych łupów (przyznaję, nie odważyłam się w niej przekroczyć murów szkoły, nie pasował mi jakoś fason- workowata tunika w workowatej koszuli, patrząc na zdjęcia dochodzę jednak do wniosku, że nie jest tak źle. Tylko papuzio). Wybrana została jako ochrona przed słońcem, głównie ze względu na kolor (uwielbiam miodowy).
Srebrne kolczyki- koła, otrzymane kiedyś na imieniny (urodziny?) ponosiłam trochę, szybko jednak uznałam je za zbyt nudne i postanowiłam odrobinkę przerobić. Jako że zawsze podobały mi się kobiety ubrane w spódnicę do ziemi, z mnóstwem koralików i dredami (nie mam pojęcia, jak nazywa się taki styl- hipisowski? rastafariański? rockowy? etniczny? boho?), wzięłam kilka agrafek, nawlekłam na nie koraliki, agrafki nawlekłam na koła i... voila! Z efektu jestem jak najbardziej zadowolona.
Co do bransoletek: srebrna to rodzinna pamiątka, niebiesko-złota to prezent (pochodzi ze sklepu indyjskiego), czarna to prezent od koleżanki, a koraliki to w rzeczywistości
naszyjnik (prezent od taty otrzymany podczas wakacji w Mrzeżynie- miałam wówczas 5 lat).
Torba- wielka, skórzana, niestety niewidoczna na zdjęciu, ale na pewno jeszcze się pojawi, jako używana codziennie do noszenia książek. Dawniej noszona przez mamę (czy to już vintage? ;).


Tunika: Camaieu
Sztruksowa koszula: sh
Miodowa koszula: sh
Tenisówki: no name
Rajstopy: Raj Stopy
Torba: vintage
Kolczyki: prezent + DIY
Bransoletki: prezenty

3, 2, 1... odpalać!

Pomysł na własny szafiarski blog powstał w mojej głowie już jakiś czas temu. Przeglądając szafy od blisko roku kiedyś musiało nastąpić założenie własnej. Mam nadzieję, że mój słomiany zapał nie ujawni się w tym wypadku. Pocieszam się myślą, że ubierać muszę się codziennie, zatem pomysłów nie powinno mi zabraknąć. Blog zakładam trochę zarówno z powodu chęci zaprezentowania swoich strojów jak i z potrzeby zdefiniowania własnego stylu. Zresztą ostatnimi czasy przeglądanie szaf i kombinowanie "co by tu na siebie włożyć" stało się czymś na kształt mojego hobby ;) A zatem 3, 2, 1.. odpalać!