sobota, 30 maja 2009

Dziwactwo stosowane


To nie jest idealny, dopasowany zestaw. Wiem, że połączenie tureckiej chusty z butami w kwiatki jest dość... kontrowersyjne. I naprawdę pokazałam się tak ludziom wczoraj ;) Zdjęcia umieszczam jako dokumentację historyczną.
Chusta jest autentycznie turecka, została przywieziona z podróży przez moją ciocio-babcię dobre 40 lat temu. Ma wspaniałe wzory, jest miękka, przyjemna i stanowi dla mnie zagadkę. Konkretniej, zagadkę stanowi dla mnie, jakim cudem jeszcze się nie rozpadła- nie ma zafastrygowanych brzegów, a nitki nie wychodzą i można ją nosić i prać nawet (choć drżę za każdym razem). Dostałam ją niespodziewanie i nie posiadałam się ze szczęścia. Nosiłam ją na biodrach nawet, do czasu usłyszenia przemiłego komentarza, że wyglądam jak babcia i że to wsiowe strasznie (było to zanim takie chustki stały się bardzo modne i można je było zobaczyć na szyi co trzeciej napotkanej dziewczyny). W owym czasie bardzo się takimi komentarzami przejmowałam, włożyłam ją więc głęboko do szafy i dopiero niedawno odnalazłam i zaczęłam nieśmiało nosić. Tu mniej nieśmiało.
Sukienka to prezent od kogoś w rodzaju cioci, która ma okazje często przebywać w Ameryce, gdzie zakupiła to cudo. Zakupiła je, gwoli ścisłości, dla siebie, po czym zostałam nim obdarowana. Ma metkę "Star Vixen" (nie mam pojęcia, cóż to takiego), przepiękny kolor i cudowne zdobienia.
Nieważne, co robi z sylwetką, jest wspaniała. Do tego nie gniecie się i można ją wkładać na różne okazje. A ze żółty nie pasuje do niebieskiego? Jak pokazuje Marc Jacobs chyba niekoniecznie. Nie żebym aspirowała do Jacobsa. Ale podoba mi się ta kreacja w środku.


Dziś oświeciło mnie i znalazłam chyba sposób ubierania, w kierunku którego chciałabym podążać. Jako osoba długi czas rozdarta pomiędzy elegancją a szaleństwem, przechodziłam różne etapy. Ubierałam się śmiertelnie poważnie już w podstawówce. Potem był etap "mrocznego" metalowca, nie zwracającego uwagi na modę, potem kilka innych aż doszłam do obecnego. Dziwacznego dość. Ja się jednak wyróżniać lubię. Jednak dalej jest gdzieś we mnie ta rozterka: "elegancko czy dziwnie?", odżywa też pod wpływem świetnie ubranych (w takiej lub takiej konwencji) ludzi spotkanych na ulicy. Dziś znalazłam idealne rozwiązanie: czarna baza + kolorowe dodatki, akcenty kolorystyczne. Wiem, że to niesamowicie odkrywcze jest i sporo ludzi tak się ubiera, jednak dotychczas nie przyszło mi to do głowy ;) Epokowe odkrycie, musiałam się nim podzielić. Cóż, zobaczymy, jak wyjdzie. Tymczasem: kamizelko, przybywaj (w poniedziałek).


chusta: vintage
sukienka: prezent
bluzka: chyba New Yorker, ma metkę Fishbone
rajstopy: Gatta
buty: Doc. Martens
kolczyki: pakamera.pl, KuKa

PS. Zdjęcia w pomieszczeniu, w piątek padało stanowczo zbyt mocno, żeby choć próbować zrobić zdjęcia na dworze, więc wyszło, jak wyszło.

1 komentarz: