środa, 3 czerwca 2009

Prezentowo


(Wpis spóźniony ze względu na nawał pracy, której koniec dopiero się zbliża)

Spodnie to prezent z okazji Dnia Dziecka ;) Mocno wahałam się nad ich zakupem- są z Zary i nie zapowiadają się na świetne jakościowo. Do tego są bardzo opinające. Przyzwyczaiłam się do dżinsów, kupowanych raz w roku (przez znajomą w Ameryce), w których przez cały rok można było chodzić i się nie rozpadały. Levi’s, Wrangler etc., miałam więc ogromne wątpliwości. Pierwszy raz przymierzałam je po filmie (Vicky Christina Barcelona), stwierdziłam, że nie jest źle, po czym wróciłam do domu. Następnego dnia przymierzając je jeszcze raz doszłam do wniosku, że wyglądam beznadziejne, a znaleziona metka z napisem: „denim leggins” (ja nieco oderwana od rzeczywistości bywam, dlatego nie zauważyłam jej wcześniej) dodatkowo pogłębiła rozpacz, jednak zostałam przekonana do zakupu. I nie żałuję. Owszem, nie są idealnie uszyte (zjeżdżają z tyłka przy jednoczesnym mocnym opinaniu nóg, odstają w pasie etc.), ale o dziwo są bardzo wygodne i nie mam ochoty ich zdejmować ;) Uda przykrywam tuniką i się nie przejmuję. Wróciła mi ochota na noszenie spodni, których unikałam od czasu „oświecenia”, że w posiadanych dżinsach, mimo że Levisach, wyglądam beznadziejnie i mimo wszystko fason z rozszerzaną nogawką (ale nie klasyczne dzwony) nie jest dla mnie, a w sztruksach (prezentowanych wcześniej) przedstawiam sobą niewiele lepszy widok. Mimo „nijakości” zestawu czuje się w nim świetnie. Na moje stwierdzenie, że czuję się jak klon, Pani Fotograf powiedziała, że powinnam bardziej zwracać uwagę na to, jakie ubrania mi pasują (w jakich wyglądam ładnie, w tych wyglądam), nie tylko patrzeć na ich „dziwaczność”. Coś w tym guście. Daje do myślenia.

Kolczyki wyszukałam na targu z okazji Dni i Nocy Szczytna, o ile dobrze pamiętam. Srebrne, ciekawie wykonane, spodobały mi się od razu. Tak, zakłada się je przeciągając jedną zakręconą część przez ucho. I wbrew pozorom nie jest to skomplikowane (ani bolesne).


Podobno trencz nie pasuje do trampek. W życiu bym nie pomyślała, pomysł na zestaw „odgapiony” nieco od jednej z Francuzek, z którą miałam styczność na wymianie, prezentowała się świetnie. Ja w tym stroju czuje się świetnie. Mini-trencz dostałam jako niezbędny element stroju na komunię (nie, nie własną), eksploatuję go niemiłosiernie od tego czasu. A, i Conversy są strasznie wygodne, moim zdaniem wygodniejsze od zwykłych trampków. Ale może to być spowodowane, że przez ostatnie pół roku chodziłam w trampkach z dziurą w podeszwie (taką przełamaną na pół praktycznie).
PS. Zdumiałam się. Okazało się, że mam tylko 2 tuniki.

dżinsy: Zara (TRF)
tunika: Camaieu
trampki: Converse
trencz: Stradivarius
kolczyki: stragan podczas Dni i Nocy Szczytna

1 komentarz:

  1. trencz pasuje do trampek, a uświadomiło mi to zdjęcie Małgorzaty Kożuchowskiej sprzed ok.2 lat, z tym, że jej trampki były białe z firmy NIKE i wyglądało to bardzo korzystnie

    OdpowiedzUsuń