sobota, 27 czerwca 2009

Listy, relacje, polowania

(wpis z przedwczoraj)
Zachorowałam na szafiarstwo. Cóż z tego, że nikt nie wie o istnieniu tego bloga, skoro sprawia mi on niesamowitą frajdę. Prowadzona za rączkę przez Harel próbuję odkryć swój styl. I hmmm... zobaczymy za pół roku, a refleksje będą tu się na pewno pojawiać Wczoraj pod wpływem tego zdjęcia zapałałam gwałtowną żądzą posiadania wet looków. Z nimi to jest w ogóle ciekawa historia, na początku w ogóle mi się nie podobały, potem było: "fajne, ale nie dla mnie", potem przymierzyłam je dla zabawy pewnego razu w Zarze (zrobiłam sobie zdjęcia i do teraz je przeglądam, w zależności od humoru dochodząc do wniosków: "nie jest źle" albo "jest okropnie") aż do chwili obecnej- dzikiej chęci posiadania własnych. Jutro podobno zaczynają się wyprzedaże w Zarze więc mam szanse na posiadanie swojej wymarzonej pary. Nie mam pojęcia, gdzie je będę nosić, ale nie mogę się już doczekać, ostrzę sobie też pazurki na jeden z T-shirtów (ta cena 80 zł za kawałek farbowanej bawełny zawsze mnie szokowała) i na kobaltową sukienkę. Ach, ach.
Kolejną rzeczą, na którą zachorowałam są słynne Bronxy i mam wielką nadzieję, że jeszcze się na Butyku pojawią. Podobały mi się od zawsze, jednak po zakupie wymarzonej spódnicy skonstatowałam, że nie mogę jej nosić, ponieważ... nie mam do niej odpowiednich butów. W ogóle z butami krucho. Sandałów mi trzeba! Takich na obcasie, skórzanych, karmelowych...! Może w Deichmannie będą. Do Panoramy trza się wybrać i to szybko (tylko w jakich butach?!)!
Plus, zobaczywszy te zdjęcia u Wintydż zapragnęłam mieć podobną spódnicę i chyba spróbuję coś podobnego wykombinować z miodowej koszuli.
I militarny płaszczyk! Co z tego, że pół miasta będzie miało taki sam, ja go muszę mieć, jest boski! I tańszy od Bronxów...
Zdjęcia jako "doczepka" do rozważań, tak wyglądam na co dzień. Konkretniej podczas wizyty w Mosinie u Pauli.


I pan elegant z Mosiny ;)

I dzisiejsza aktualizacja.
Cóż. Wczoraj w wielkich bólach udało mi się wybrać sandały (wielkie podziękowania dla Pauli). Brązowe, na obcasie. Absolutnie nieskórzane. Pierwsze buty z Deichmanna, jakoś nigdy nie byłam przekonana do tej firmy, ale cóż, kryzys finansowy. Zobaczymy, na razie obstawiam na jednosezonowy bubel. Ale ładny. Choć dylemat, jak będą wyglądać dość jasne sandały w połączeniu z ciemnymi dżinsami. Zobaczymy.
I mam wet looki! Szybki zakup, w rozmiarze L, bo innych już nie było (teraz zamiast próbować chudnąć będę tyła :P), jestem zadowolona. Śmieszne są i fajne strasznie. Niewątpliwie interesujący ciuch, zaprezentuję jak tylko nabędę pasek z ćwiekami. T-shirtu nie udało mi się kupić (choć wreszcie miały rozsądną cenę!), nie było upatrzonego wcześniej z motylkiem a inne jakoś mi nie podchodziły. Choć bluzka z kotkiem, taka jaką ma Alice była całkiem całkiem. A sukienki też tylko L, nawet nie mierzyłam, za duży ciuch bez ramiączek niewątpliwe by spadal. Poza tym... widziałam w Zarze fajnie ubraną dziewczynę. Różowe Conversy, wayfarery, dżinsy, bluzka w drobne kwiatki. Niby nic aż tak oryginalnego (kwestia dyskusyjna, będę się jeszcze nad tym rozwodzić), ale wyglądała ciekawie bardzo. A tak swoją drogą to nie miałam pojęcia, że w Zarze jest taka "selekcja siateczkowa", to całkiem zabawne.

2 komentarze: