piątek, 5 czerwca 2009

Teatralnie

Zdjęcia zrobione na szybko przed wtorkowym wyjściem do teatru, początkowo miały być dodatkiem do jakiegoś sensowniejszego wpisu, jednak jako że efekt nie jest taki zły, wystąpią solo. Mój debiut z samowyzwalaczem, jako statyw posłużyły schody i stolik na klatce schodowej. Sesje samodzielne będą pojawiać się częściej, ponieważ czasem nie znajdujemy z Panią Fotograf czasu na zrobienie zdjęć gdy się widzimy.
Poprzedni wpis pisałam będąc niezbyt przytomna, zapomniałam dodać, że niedługo przez zakupem szala przydzwoniłam głową prosto w zielony, brukselski słup. Rozwaliły mi się okulary (no, prawie się rozwaliły, następne 3 miesiące w takich chodziłam). Najlepszy jest jednak powód, otóż bliskie spotkanie z słupem zaliczyłam, ponieważ zagapiłam się na... koronkową bluzkę na wystawie (gdy się już trochę pozbierałam i spojrzałam jeszcze raz na bluzkę nie dostrzegłam w niej już niczego niezwykłego niestety). Ach, te nałogi...


Co do obecnego stroju, maxi dress pochodzi z New Yorkera. Zazwyczaj nie wchodzę do tego sklepu, gdy jednak rok temu Mama wypatrzyła tę sukienkę, nie mogłam się oprzeć. Była wspaniała, do tego hmmm... czarna (wiem, jest czarno -biała)- wtedy to był "mój" kolor. A z golfem bo zimno było, z kolei potem się zrobiło tak gorąco, że wracałam bez płaszcza, (w sensie na ręce niosłam, nie że zgubiłam). Sam golf kupiłam w H&M we Francji, za pożyczone pieniądze (tak, oddałam potem). Mile mnie zaskoczył, bo spodziewałam się, że rozwali się po kilku praniach a intensywnie noszę go od października. Potem ubrałam jeszcze burgundowy szal, nie zdążyłam już zrobić zdjęć, ale z szalem było ładniej ;)
Torebkę wygrzebałam w szafie cioci dawno temu, okazało się, ze należała wcześniej do mojej babci, jako że jestem strasznym chomikiem wzięłam ją, mimo że podobała mi się średnio (ładna jest, ale zniszczona nieco- te niby łuski ze skóry odstają i złote wykończenia nieco mnie rażą), ostatnio jednak przypomniałam sobie o niej i służy mi głównie podczas wyjść do opery i teatru (bo nie mam innej, która by w miarę pasowała). Wbrew pozorom jest całkiem pakowna, niestety nie na tyle, żebym mogła zmieścić do niej wszystko, co bym chciała (z moim uzależnieniem od wody mineralnej butelkę z tym napojem z chęcią wzięłabym ze sobą wszędzie).
Czerwoną szminkę uwielbiam :)
A dziś zapłaciłam 11 zł o 11:11. Na paragon patrzyłam z pewnym osłupieniem, chyba go skseruję i zostawię.
Już od jutra Jarmark Świętojański :)


maxi dress: New Yorker
golf: H&M
torebka: vintage
buty (których nie widać- są takie tylko szare): Ryłko


2 komentarze:

  1. no! teraz jest wporzo;p

    OdpowiedzUsuń
  2. Ta torebka jest świetna! Daj znać, gdy Ci się znudzi ;).

    OdpowiedzUsuń