A teraz będzie bezczelna reklama miejsca, w którym obecnie przebywam. Na zrobienie zdjęć kolejnym uroczym zakątkom Poznania niestety zabrakło mi czasu, prezentuję więc gospodarstwo agroturystyczne Zaciszna Chatka w Marksewie.
Nie z powodu więzi rodzinnych łączących mnie z jedną z pań- właścicielek owego uroczego miejsca, lecz dlatego, że uwielbiam tu przebywać. Proszę nie posądzać mnie o nepotyzm, z czystym sumieniem poleciłabym to miejsce każdemu. Choć nie, w sumie nie każdemu. Ludziom, którzy szukają spokoju i umieją docenić ciszę- tego jest tu pod dostatkiem. Leśniczówka oddalona od wioski (Marksewa właśnie- jakieś 60 km na południowy wschód od Olsztyna) 2 km, w środku lasu (dziwne, leśniczówka w lesie...), obok domu wielka łąka z dwoma stawami. I jeszcze zwierzęta- 2 urocze wielkie stwory, które kocham bezgranicznie, oraz kot (którego również uwielbiam ale mamy ze sobą słabszy kontakt). Raj na ziemi. O niebo lepiej znoszę tu upały, nawet 30 stopniowe (w mieście jęczę, że to nie są temperatury dla ludzi i roztapiam się), są słabiej odczuwalne ze względu na las i bliskość wody. Plus cisza, możliwość spacerów po lesie, niedaleko (no, 1,5 km) jeziora (takie duże, prawdziwe, do kąpieli). Więcej informacji na stronie Zacisznej Chatki. Niestety, nie udało mi się wykonać ładnych zdjęć domu- jedynie to, ach, słońce.
Teraz strój. Właściwie niemalże całkowicie złożony z prezentów. Co ciekawe, wszystkich od tej samej osoby. Ciuchowym motywem przewodnim moich sesji, nazwijmy to, miejscowych, postanowiłam uczynić niebieską sukienkę. Przez cały lipiec (nie wiem, jak wyjdzie z sierpniem) - właściwie jeszcze raz tylko, będzie się pojawiać na blogu. było w wersji nowoczesnej, teraz odrobinę hipisowskiej. Niewątpliwie z łamaniem reguł, tu nie ma luźniej góry z obcisłym dołem (albo odwrotnie). Spodnie udało mi się już uplamić czekoladą- sosem z gofra (ach, jak ja uwielbiam gofry z sosem czekoladowym), wcześniej o mało co nie zabiłam się przez szerokie nogawki. Jak dopiorę to sprzedam je chyba, czuję się w nich trochę jak przebrana. Ale nie wiedziałam, że takie cuda można w Terranovie znaleźć.
opaska (w rzeczywistości jest to pasek od innej sukienki): prezent
sukienka: Star Vixen, prezent
pasek: Maminy
spodnie: Terranova, prezent
sandały: catch
Teraz strój. Właściwie niemalże całkowicie złożony z prezentów. Co ciekawe, wszystkich od tej samej osoby. Ciuchowym motywem przewodnim moich sesji, nazwijmy to, miejscowych, postanowiłam uczynić niebieską sukienkę. Przez cały lipiec (nie wiem, jak wyjdzie z sierpniem) - właściwie jeszcze raz tylko, będzie się pojawiać na blogu. było w wersji nowoczesnej, teraz odrobinę hipisowskiej. Niewątpliwie z łamaniem reguł, tu nie ma luźniej góry z obcisłym dołem (albo odwrotnie). Spodnie udało mi się już uplamić czekoladą- sosem z gofra (ach, jak ja uwielbiam gofry z sosem czekoladowym), wcześniej o mało co nie zabiłam się przez szerokie nogawki. Jak dopiorę to sprzedam je chyba, czuję się w nich trochę jak przebrana. Ale nie wiedziałam, że takie cuda można w Terranovie znaleźć.
opaska (w rzeczywistości jest to pasek od innej sukienki): prezent
sukienka: Star Vixen, prezent
pasek: Maminy
spodnie: Terranova, prezent
sandały: catch
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz