niedziela, 11 października 2009

Kiedy muszę oddać szpilki do szewca

...chodzę w Martensach. Jednak to nie one są głównym tematem postu.
Proszę państwa, dołączam do ogólnej blogowej tendencji do prezentowania swetrów. Mój co prawda nie jest najnowszym krzykiem mody ani nie posiada oryginalnego wzoru (zasadniczo w ogóle nie posiada wzoru), jednak wielbię go bezgranicznie, jak na zmarzlucha przystało. Pisałam o nim już tutaj. Znaleziony w Zarze początkowo zainteresował mnie jako "to dziwne bezkształtne coś". A gdy okazało się, że to "coś" to czarny sweter z golfem, z akrylu (dla mnie to zaleta, mam bardzo wrażliwą skórę i wełna mnie "gryzie") do tego w cenie poniżej 100 zł, oszalałam. Po przymierzeniu od razu skojarzył mi się z tym swetrem z pokazu McQueena, co prawda z Fall 2008, ale cóż z tego (McQueen to jeden z moich ulubionych projektantów, notabene). Sweter doskonale odpowiada moim wymaganiom: ma golf (który może służyć również jako szalik lub komin), jest czarny, długi (nie cierpię przykrótkich bluzek, swetrów, kurtek) i znakomicie grzeje. Niestety, strasznie się pakuli, muszę kupić golarkę do ubrań ;)
Co do butów- moje ukochane oksfordy odmówiły współpracy- odpadł flek, do tego mają niemiłosiernie zmasakrowane obcasy (pokryte skórą cuda, żeby wyglądały mało zachęcająco wystarczył jeden spacer po Starym Rynku), byłam więc zmuszona oddać je do szewca. Martensy triumfują.
A kiedy mam ochotę na coś prostego, ubieram się właśnie tak: dżinsy i bluzka z niby-żabotem. Ma w sobie to "coś". Dla dopełnienia kolczyki z Muchą.


Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

Image and video hosting by TinyPic

kolczyki: Pakamera
bluzka: Top Secret
sweter: Zara
przypinka: Pakamera
marynarka: Zara
dżinsy: Lee
buty: Doc. Marten's

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz